Twojenasienie pisze:W Niemczech wprowadza się prawną możliwość sprawdzenia ojca- dawcę z kliniki- przez dziecko, gdy osiągnie jakiś wiek. Dobrze by było, ażeby w prywatnym dawstwie dać takową możliwość swojemu potomkowi. Jeżeli nie mieszkamy na drugiej półkuli to może dałoby się zagaić kontakt "po latach". Z pewnością takie dziecko się ucieszy.
Może nie zacznie spotkania od "Cześć Tato, fajnie cię poznać, a teraz daj na studia i podróż dookoła świata"
Możemy sobie zadać pytanie czy my, będąc takim dzieckiem dawcy, chcielibyśmy poznać swojego biologicznego ojca.
No tak, ale Ty mówisz o prawnie usankcjonowanym "dawstwie" za pośrednictwem kliniki leczenia niepłodności lub banku spermy. Nie potrafię sobie wyobrazić takiego sankcjonowania dawstwa prywatnego i to jeszcze w obecnej sytuacji gdy takie są cyrki z in vitro, chociaż... wszystko jest możliwe.
Moim zdaniem w materii, którą tu omawiamy MUSIMY bazować na wzajemnym zaufaniu. Jeszcze do niedawna byłem święcie przekonany, że należy urwać wszelkie kontakty z kobietą (bądź parą) zaraz po tym jak dziecko zostanie poczęte, względnie po urodzeniu dzidziusia. Do czasu gdy przeczytałem wypowiedź piotr8109:
piotr8109 pisze:Mi się wydaje, że nie pozostawienie żadnego kontaktu, nawet rzadko sprawdzanego, jest w pewnej mierze samolubstwem. Nie chcę nikogo oceniać nawet jak chce na tym zarabiać. Ale w życiu zdarzają się różne przypadki. W tej chwili znam przypadek białaczki, gdy okazało się, że z siedmiorga rodzeństwa nikt nie mógł zostać dawcą szpiku bo mieli innego ojca. Wiem że choroba taka nie jest dziedziczna, ale czasami tylko biologiczni rodzice mogą pomóc. Moim zdaniem jakiś minimalny kontakt zawsze powinien zostać.
I tutaj zmieniam swoje dotychczasowe zdanie. Co prawda w kontaktach z drugą stroną ja zawsze korzystam z kart prepaidowych i to samo radzę kobiecie już w trakcie pierwszej wymiany maili, a następnie, po udanym zapłodnieniu, karty te wyrzucam do kosza. Jednak adresu mailowego, stworzonego również specjalnie do tego celu nie zamierzam nigdy się pozbywać, nawet wtedy, gdy już nie będę w stanie pomagać jak dotychczas. I to może być ten punkt zaczepienia w tak incydentalnych i trudnych sytuacjach jak opisana powyżej. Poza tym - tak jak pary z reguły nie będą uświadamiać swoich dzieci, że powstały w ten sposób, to samotne mamy znajdą się kiedyś zapewne w ogniu pytań i jeżeli tylko zechcą być do bólu szczere ze swoją pociechą, to również może ona zechcieć poznać swojego biologicznego rodziciela. Jednak ta decyzja powinna być skonsultowana z tymże ojcem. I znowu - jakiś minimalny kontakt być powinien.
Dotknęliście tu delikatnie jeszcze jednej kwestii, czyli płacenia za oddanie nasienia. Dla mnie takie nastawienie dawcy stoi w sprzeczności chociażby z celem jakiemu ma służyć prywatne "dawstwo" nasienia. Owszem banki spermy winszują sobie grube tysiące za materiał genetyczny, ale to jest ów usankcjonowany biznes ,który nie tylko jest opodatkowany, ale również związany z wieloma procedurami i zabiegami, obsługiwanymi przez wiele osób. Jednak w świetle ostatnich coraz częstszych doniesień na temat oszustw i nieprawidłowości w trakcie inseminacji - czy na pewno kobieta wie za co płaci??? Przeciwstawmy teraz temu dawstwo prywatne - doskonale rozumiem i sam stosuję zasadę, że aktualne badania (wymienione na wstępie tego posta) powinny być sfinansowane przez biorczynię, bo są przede wszystkim w jej interesie. Podobnie ewentualne koszty dojazdu czy wynajęcia jakiegoś pokoju (tu też jestem przeciwny pokazywaniu swojego mieszkania). Jednak to wszystko! Nie mieści mi się w głowie, żeby żądać pieniędzy za pomoc innym w realizacji tego, co dla mnie nie stanowi najmniejszego wydatku a dodatkowo dla nich może być jedynym sposobem na realizację największego marzenia - macierzyństwa i to bez względu jak wysokie IQ posiada dawca czy inne niebywałe i niepowtarzalne cechy genetyczne. Ale życie życiem i tam gdzie są ludzie chcący płacić, znajdą się tacy, którzy te pieniądze wezmą. Osobiście za każdym razem gdy uda mi się komuś pomóc, wiem że przyczyniam się do jego szczęścia a tego nie da się w żaden sposób wycenić.
Teraz słów kilka o latkach. Drogie Panie i ich Partnerzy - nie sugerujcie się li tylko i wyłącznie młodym wiekiem dawcy, jego wykształceniem czy wspomnianym wcześniej syndromem wysokiego IQ. Bazując na swoim życiowym doświadczeniu mogę powiedzieć, że "krowa, która dużo muczy, mało mleka daje" a dokładnie chodzi o to, że nie liczy się to co kto mówi, ale to co do tej pory zrobił. Dlatego poza badaniami oczywiście, wyglądem zewnętrznym i inteligencją kandydata na biologicznego tatusia Waszego dziecka weryfikujcie to jak wyglądają jego dzieci, a jeżeli ich jeszcze nie ma, to niech Wam pokaże zdjęcia rodziców - to już zawsze coś
I na koniec dwa słowa o napalonych, niepoważnych "dawcach" z mniejszą lub większą premedytacją szukających wyłącznie seksu bez zobowiązań. Myślę, że takiego naciągacza da się łatwo rozpoznać. Przede wszystkim są to osoby, które wszelkimi sposobami opierają się innym metodom przekazania nasienia niż ta naturalna. Owszem jest to metoda najskuteczniejsza, gdyż plemniki są bardzo wrażliwe na spadek temperatury i środowisko zewnętrzne, jednak skuteczność metody "kubeczkowej" wynosi aż 25%, co i tak daje spore nadzieje na powodzenie. Proponuję zatem z założenia pytać potencjalnych kandydatów o rodzaj akceptowanej metody i niemal do momentu ostatecznej decyzji, że to właśnie ten właściwy dawca, upierać się przy "kubeczku", nawet jeśli od początku stawiacie na sposób naturalny. Tak przynajmniej macie większą szansę, że bzykacze w którymś momencie zrezygnują.
Życzę powodzenia w realizacji marzeń o udanym macierzyństwie. Ja nie wyobrażam sobie życia bez swoich dzieci i de facto wszystko co w życiu robię, robię właśnie dla nich, a właściwie nie - robię to dla siebie, bo najbardziej w życiu boję się samotnej starości.